Przemyślenia na Dzień Świętego Patryka

Dzień Świętego Patryka za nami. Miał być wpis dotyczący wrażeń z degustacji, ale raz że wypiłem tylko jedno piwo, a dwa, że dopadł mnie lekko nostalgiczny nastrój. Ale po kolei.
Tak jak już wspomniałem, Saint Patrick's Day uczciłem tylko jednym piwem, ale za to takim, które większości kojarzy się z tym świętem i w ogóle z Irlandią (patrz foto). Miałem w planach jeszcze Sen o Warszawie z browaru Bazyliszek, ale jakoś nie wyjszlo.
Samego Guinnessa nie trzeba chyba przedstawiać, klasyczny dry stout, czekoladowo - kawowe piwo, jak dla mnie trochę jednowymiarowe i za wodniste. Wolę zdecydowanie wersje z laktozą (milk stout) czy kawą (coffee stout). Wrażenie jednak robi piana, która po uwolnieniu azotu z zatopionej w piwie kulki, świetnie się trzyma i oblepia gęstą warstwą szkło.
Zapytacie dlaczego nostalgiczny nastrój.
Ano dlatego, że tak jak w przypadku większości okazji, chwile radosne przeplatają się z chwilami refleksji i przemyśleń. Mnie do tego skłonił zamieszczony na portalu gazeta.pl artykuł pt. "W pogoni za sztosem. Polskie piwa z małych browarów osiągają astronomiczne ceny, bo wykupują je spekulanci" (link macie tutaj). Artykuł generalnie opisuje sytuację, jaka zaistniała w tym roku wokół tzw. "sztosów" i ich cen. Temat bardzo gorący, komentowany przez całe środowisko, w tym też blogerów i smakoszy kraftowego piwa.
Moim komentarzem do tego niech będzie cytat zasięgnięty z „Medalionów” Zofii Nałkowskiej.
"Ludzie ludziom zgotowali ten los"
Browarów bym się nie czepiał. Chwała im za to, że podejmują starania i warzą piwa, które wymagają długiego procesu produkcyjnego, inwestowania w sprzęt, technologię czy know how. Dzięki temu piwa leżakowane w beczkach po whiskey lub bourbonie nie są już taką rzadkością, a i coraz częściej możemy spróbować piw wymrażanych.
Problem według mnie leży w kolejnych ogniwach łańcucha dostaw. Zarówno hurtownie, jak i sklepy detaliczne próbują osiągnąć dodatkowe korzyści z tego, że producenci piwa uwarzyli piwo, na które jest duży popyt, znacząco przewyższający jego podaż. Wiedząc, że piwo się sprzeda, podnoszą marżę lub, jak pokazuje znany przykład dystrybucji Samca Alfa (kup 20 innych piw, a dostąpisz zaszczytu zakupu sztosa), stosują model sprzedaży wiązanej. Niestety zdarza się i tak, że za takie praktyki obrywa sam browar.
Ale to nie koniec tematu. W tym miejscu pojawiają się ci, którzy wykupują te piwa ze sklepów z zamiarem ich dalszej sprzedaży z zyskiem. Spekulanci. Nie chcą tych piw wypić, być może nawet nie lubią takiego czy innego stylu, ale wiedzą, że mogą na nich zarobić. Śledzą rynek, mają kontakty z właścicielami hurtowni czy sklepów. Przeciętny miłośnik piwa kraftowego, który nawet jest gotów zapłacić za takie piwo, jest bez szans, bo po prostu go nie dostanie. Oni są zawsze krok przed nimi.
Ktoś mógłby powiedzieć, taki jest wolny rynek, taki jest kapitalizm, o take Polskę walczył Wałęsa skacząc przez płot. I niestety miałby rację.
Cała ta sytuacja pokazuje tylko jedno, że polskie środowisko piw rzemieślniczych dojrzewa i wskakuje na kolejny level wtajemniczenia. Wraz z rozwojem, dołącza do grona bardziej ukształtowanych branż, przejmując zarówno dobrodziejstwa jak cienie, które z tego wynikają.
Z jednej strony mamy coraz większą liczbę browarów na rynku, ciągle powstają nowe, a już istniejące inwestują w swój rozwój. Zwiększa się dostępność piw kraftowych, a co za tym idzie rośnie liczba miłośników tego typu trunków. Browary warzą coraz to ciekawsze, nowe rodzaje piw.
Z drugiej jednak, nie żyjemy w próżni. Postęp w branży piwnej jest obserwowany także i przez tych, którzy chcą po prostu zarobić, nie ważne jakim bądź czyim kosztem. A im większe pieniądze będą wchodziły w grę, tym więcej tego typu sytuacji będziemy obserwować.
Branża piw kraftowych to nie działalność charytatywna tylko biznes jak każdy inny. Nikt nie decyduje się na otwarcie browaru czy sklepu specjalistycznego po to, żeby tworzyć kółko wzajemnej adoracji, tylko po to, żeby zarobić. Ci co zaakceptują taki stan rzeczy będą mieli lżej. A piwo będzie smaczniejsze.

Etykiety: